W związku ze zbliżającymi się Mistrzostwami Polski PPO 2010 organizowanymi przez nasze Stowarzyszenie, poprosiliśmy czołowych polskich pilotów o przekazanie nam kilku informacji o swoich przygotowaniach do zawodów, planowaniu strategii lotu i działaniach po jego zakończeniu. Jako pierwsze opisujemy przygotowania Michała Gierlacha z UFO Team.
Moimi sponsorami są firmy: Omega oraz Swing.
Sporymi krokami zbliżają się zawody Polish Paragliding Open. W związku z tym zostałem poproszony o to aby podzielić się informacjami o tym jak przygotowuję się do Mistrzostw Polski.
Levico Terme i okoliczne tereny są mi znane z zeszłorocznych Mistrzostw Republiki Czeskiej. Na wielu zawodach zdarza mi się jednak latać w nowych dla mnie miejscach, wówczas każda wizyta w nieznanym rejonie poprzedzona jest analizą tracków , jeżeli odbywały się tam jakieś zawody to staram się również odszukać jakie rozegrano wtedy konkurencje i jakie trasy obrali najlepsi. Daje to wszystko pojęcie, czego można się spodziewać na miejscu, możemy uzyskać informacje na temat miejsc w których można przeważnie znaleźć przyzwoite kominy i gdzie nie warto lecieć. W głowie pozostaje również obraz całego obszaru, dzięki czemu nie wydaję się on już tak obcy.
Jako że mój sprzęt jest w ciągłym użytku, dzień przed wyjazdem sprawdzam czy wszystko mam, wnoszę ewentualnie jakieś poprawki w ustawieniach, jeżeli wcześniej zaobserwowałem taką potrzebę i można już pakować rzeczy do samochodu. Osobną sprawą jest elektronika. Osobiście korzystam z 2 GPSów (poczciwy Garmin GPSMap 76 i MLR) oraz palma z modułem GPS i oprogramowaniem Cpilot. 2 GPSy to minimum dla osób, które na poważnie chcą się ścigać, choć nigdy nie jest to 100-procentowe zabezpieczenie. 2 lata temu podczas Mistrzostw Słowenii podczas zmiany interwału tracka przez przypadek wyłączyłem zapis śladu, a zapasowy GPS zawiesił się 5 min. po starcie. Konsekwencją tego były bardzo słabe punkty za dystans minimalny i koniec marzeń o dobrym wyniku. Wracając jeszcze do programu Cpilot, jest to doskonała alternatywa dla tych, którzy nie chcą wydawać 2000-3000zł za Compeo czy temu podobne urządzenia, a chcą mieć dostęp do danych typu planowany dolot nad metę, optymalny wybór trasy itp.
Przed każdymi zawodami, nieważne czy jestem w danym rejonie po raz pierwszy czy dziesiąty, staram się być na miejscu minimum jeden dzień przed rozpoczęciem imprezy, żeby polatać, zapoznać się z terenem, panującymi warunkami, a przede wszystkim by dobrze wypocząć przed pierwszą konkurencją. Kilkukrotnie zdarzyło mi się zjawić dopiero rano pierwszego dnia zawodów, ale zdecydowanie odradzam takie wyjazdy. W moim przypadku taki dzień przeważnie jest stracony, ciężko z koncentracją, nie można swoich umiejętności wykorzystać w 100%.
Teraz krótki opis przygotowań przed lotem i samego lotu
Przede wszystkim nie znoszę nerwówki i biegania za wszystkim jak „kot z pęcherzem”, dlatego zawsze lubię wstać pół godziny przed wszystkimi, spokojnie wziąć prysznic, zjeść śniadanie i spakować jeszcze pare drobiazgów. Staram się również spożywać jak najmniej płynów żeby nie mieć później problemów w powietrzu, a kawa przed startem w moim przypadku zupełnie odpada. Jeżeli jest tylko taka możliwość, to wyjeżdżam na startowisko pierwszym transportem. Spokojnie szpeję się, wymieniam baterie w GPSie, po czym mam czas na pośmianie się ze znajomymi i obserwację waruna. Zaraz po odprawie udaję się do swojego sprzętu, tak aby być gotowym zaraz po otwarciu okna. Warto również przeanalizować trasę i ułożyć sobie w głowie wstępny plan lotu. Każdy doświadczony zawodnik wie także, że opłaca się startować na samym początku okna. Oczywiście są od tego odstępstwa, np. bardzo słabe warunki i duże ryzyko wtopy (warto wypuścić kogoś na zająca) lub też długi okres oczekiwania na otwarcie cylindra startowego bezpośrednio w okolicach startowiska. Ten kilkudziesięciominutowy lot przed startem konkurencji pozwala ocenić warunki termiczne panujące w danym dniu oraz da nam możliwość „rozgrzewki”. Bardzo ważny jest zajęcie dobrej pozycji przed rozpoczęciem wyścigu, mając 4 minuty do startu, rozpadającego cumulusa nad głową i jakieś zerko koniecznie szukam czegoś żeby nabrać wysokości. Liczenie na to, że może ten komin będzie jeszcze działał przez te 4 minuty przeważnie kończy się ostateczną utratą wysokości i słabym startem.
Na trasie bacznie obserwuję innych oraz zmieniające się warunki, generalnie wszystko to co się liczy w lataniu przelotowym. Nie należy się obawiać używania speeda, przeważnie wciska się go raczej za mało niż za dużo.
Po lądowaniu przychodzi najgorszy moment całego dnia,czyli… trzeba poskładać sprzęt. Jeżeli jest to lądowanie na mecie przeważnie odkładam to do ostatniej chwili sącząc zimne piwko i wymieniając się wrażeniami z lotu . Jeśli natomiast zaliczyłem wtopę lub leciałem powoli, to wieczorem bardzo lubię się wyłączyć, pojeździć na rowerze, przejść się na spacer, popływać jeśli to możliwe. Wszystko po to by się odstresować, odciągnąć na chwilę umysł od latania, tak aby następnego dnia mimo wszystko być nadal zwartym i gotowym do walki.
Michał Gierlach