Gorącymi wrażeniami z ostatnich zawodów dzieli się Michał Adamczuk z PSP Mazovia Team
Koniec sezonu zawodniczego 2024 wiązał się dla mnie z wyprawą do Szwajcarii i Austrii.
Zacznijmy od ojczyzny sprytnego scyzoryka. Nigdy wcześniej nie latałem w Szwajcarii, mimo wielokrotnych zachęt ze strony kolegi teamowego Adriana, który od dłuższego czasu mieszka w krainie banków i krów. Dodatkowym impulsem do uczestnictwa w zawodach organizowanych w ramach ligi szwajcarskiej była wiadomość, jakoby miał to być ostatni sezon oficjalnej działalności Martina Scheela, legendarnego szwajcarskiego Meet Directora. Padło zatem na Disentis.
Mimo że w tym sezonie Disentis Open nie było nadzwyczaj dobrze punktowane, uznałem te zawody za świetną okazję do treningu w wysokich górach, w jakich do tej pory nie latałem. Jeśli dodać do tego wyborne towarzystwo w osobach choćby jaśnie panującego nam Mistrza Polski, jak i większej części naszego teamu, to tydzień zapowiadał się obiecująco.
Pierwszy task był jednocześnie moim pierwszym lotem w tym miejscu. Startowisko znajduje się na wysokości około 2000 m, tuż obok słynnego wyciągu krzesełkowego, na którym kilka lat temu podczas Super Finału PWC zawisł jeden z zawodników. Okoliczne szczyty wokół Disentis osiągają 3000 m wysokości, przez co pierwsza wykrętka ponad grań spowodowała u mnie palpitacje serca. Trochę większe to niż Klonówka 🙂
Kolejne dni przyniosły wiele doświadczeń i nauki. Oczywiście wrażenia estetyczne były oszałamiające. Szczególnie loty nad lodowcem robiły ogromne wrażenie.
Sportowo pozostał niedosyt, ponieważ zająłem ósme miejsce w klasie Sport. Emocje podczas zawodów starałem sie skupić na nauce i zrozumieniu warunków panujących w takich górach. Ewidentnie taka taktyka zaczynała działać, bo po pierwszych dwóch taskach bez mety, w przedostatnim zameldowałem sie w klasie Sport jako drugi w cylindrze goala. Zdecydowanie wpisuję Disentis w kalendarzu 2025.
Przy okazje gratulacje dla Mateusza Gajczewskiego, który zajął trzecie miejsce w klasyfikacji Overall.
Po Szwajcarii zaliczyłem krótki pobyt w domu i po dwóch dniach ruszyłem samotnie do Werfenwengu w Austrii, gdzie na Mistrzostwach Czech, Słowacji i Słowenii, ścigała się silna polska ekipa, z teamowym kolegą, Piotrkiem Karolakiem. O tej miejscówce, nieopodal słynnego Bischofshoffen, słyszałem wiele dobrego. Bardzo zależało mi na uczestnictwie w tegorocznych zawodach Ikarus, jednak początkowo wyglądało na to, że zmagania będę śledził co najwyżej na livetrackingu. To wszystko z powodu bardzo silnej obsady tegorocznej edycji. Zwycięzca miał zgarnąć według prognoz w okolicach 90 punktów WPRS! Dzięki dobrym wynikom na Freedom Open 2024 i British Sport Trophy 2024 wskoczyłem w okolice 500-tnego miejsca WPRS, co zapewniło mi w końcu selekcję na Ikarusa. Może w ostatnim rzucie, ale wciąż… Jadąc do Werfenwengu postawiłem sobie za cel miejsce w pierwszej setce overall, co przy 150 zawodników i tylko 27 skrzydłach w kategorii Sport, wydawało się
adekwatnym planem.
Pierwszy start i zupełnie inne latanie w porównaniu do Disentis. Jakieś małe te góry, straszny tłok, sporo agresywnego latania, niska podstawa. Task bardzo ciekawy, ale ponieważ nie znałem zupełnie miejsca, leciałem zachowawczo. Spory margines. Dopiero wraz ze zbliżaniem się do mety zacząłem przyśpieszać. Sama końcówka to już typowe szaleństwo sportowe. Odszedłem z grupą do ostatniego punktu z dolotem do mety na wysokości – 300 m AGL. Wraz ze zbliżaniem się do ESS wysokość poprawiała się, ale jeszcze kilometr przed metą XCtrack pokazywał minus. W ostatniej minucie lotu przecisnąłem się między budynkiem a drzewami i…. meta. Wysokości wystarczyło, żeby odwrócić się pod wiatr. Trzeci w Sporcie.
Drugi dzień, według prognoz miał być pod znakiem burz już wczesnym popołudniem. Krótki task o długości 50 km. Tuż po starcie cirrus zasłonił słońce i zaczęła się nierówna walka o utrzymanie się w powietrzu. Co 10 minut spadaliśmy o kolejne 100 metrów, a ziemia zbliżała się coraz bardziej. Na szczęście chwilę przed startem w powietrzu, słońce zaczęło mocniej świecić i powoli, powoli posuwaliśmy się do przodu. Z każdym kilometrem warunki stawały się coraz mocniejsze, do tego stopnia, że część mocnych noszeń już nie kręciłem, tylko zwalniałem na kołkach. Końcówka mniej dramatyczna niż poprzedniego dnia, ale dolot nad metę zaliczyłem zdecydowanie poniżej 50 m AGL. Drugi w Sporcie.
Prognozy na trzeci dzień dawały małe szanse, ale organizator zaordynował wjazd na górę. Długo czekaliśmy na zielone światło do startu. Chmury wszędzie, niżej, wyżej, w każdym kierunku. Oczekiwanie na start w powietrzu było bardzo specyficzne. Podstawa chmur zaczynała się tuż nad startem, przez co trzeba było mieć oczy nie tylko wokół głowy, ale i nad, i pod głową 🙂 Start do pierwszego punktu prowadził po krótkim przeskoku, przez bardzo termiczne miejsce. 150 glajtów kręciło kilka mocnych rdzeni, część przelatywała tylko przez noszenia. Działo się. Niestety nadchodząca ściana deszczu, jak i ryzyko opadu na trasie wraz z raportowaniem levelu 3 przez wielu pilotów, już po 15 minutach trwania taska, skłoniły Meet Directora do zastopowania wyścigu.
Niedziela nie dawała szans na taska, przez co zakończyłem Ikarusa 2024 na trzecim miejscu w kategorii Sport, 17-tym w Serialu i na 52-gim w Overall. Mimo krótkich zawodów wracałem do domu bardziej niż zadowolony.
Tuż za podium w klasie Sport, na piątym miejscu zameldował się teamowy druh, Piotrek Karolak, który testował na Ikarusie czeskie skrzydło Sky Paragliders Merlin. W obliczu dominacji Ozone’a to bardzo dobry wynik.