Może kiedyś ktoś się zastanawiał, inny może już sprawdził, a jeszcze inny właśnie złapał katar i nie wie czy może latać. Ja ostatnio solidny (zatokowy) miałem i poleciałem – a co się działo, poniżej napisałem 🙂
…hm, na początku nie było problemów i choć katar miałem tęgi to przed startem zastosowałem różne metody na pozbycie się go. Najlepiej zadziałały jedne krople, a do tego paczka chusteczek. No i do póki leciałem powoli do góry (ciśnienie spadało) nie było źle, czasem coś mi w uszach zapiszczało 🙂 czasem przytkało jak opadłem parę metrów w dół, ale problem zaczął się dopiero kiedy zaczęło się duszenie które zacząłem z wysokości około 2000m nad lądowiskiem – nagle warunki się zmieniły i dusiło mnie 2-4m/s. Najpierw zatkało mi uszy, później zatkało mi bardziej, później bębenki zaczęło mi zgniatać ciśnienie i pojawił się ból, przełykanie śliny i inne domowe metody nie pomagało z uwagi na katar który skutecznie zatkał wszelkie otwory nosowe.
Kiedy wylądowałem odczuwałem naprawdę solidny ból w uszach i byłem totalnie głuchy (ledwo słyszałem co do mnie mówili ludzie). Dopiero po kilkudziesięciu minutach coś się odetkało i ciśnienie się wyrównało zmniejszając ból. Pełną słyszalność odzyskałem dopiero po kilku godzinach.
Jednym słowem – masz katar – wysoko nie lataj. Przy lotach do kilkuset metrów nad start problemy większe niż zwykle nie występowały.
Bartłomiej Sosenko